poniedziałek, 15 października 2007

Debata pomiędzy Aleksandrem Kwaśniewskim a Donaldem Tuskiem

Debata pomiędzy Aleksandrem Kwaśniewskim a Donaldem Tuskiem dowiodła, że na tym spektaklu była zatrudniona ta sama, znakomicie wytrenowana klakierska publiczność, tyle tylko, że miała zupełnie inną instrukcję. Ograniczyła się tylko i jedynie do energicznej klaki w formie skandowanych okrzyków: „Donek! Donek! Donald Tusk! Bardzo głośnych i ostro skandowanych. Ale tylko na wstępie i na końcu dyskusji. Nie miała destrukcyjnego zadania. Nie niszczyła przeciwnika w całym czasie debaty. Nie blokowała jego wypowiedzi. Nie wygrywała debaty dla Tuska swoją fizyczną presją. Nie daj Boże, gdyby ta sama publiczność realizowała instrukcję z poprzedniej debaty. Było wyraźniej widać, że Aleksander Kwaśniewski jest mniej odporny na brutalną napaść i jawną agresję. Pozwoliło to dobitniej dostrzec brak rzeczywistych różnic pomiędzy Lidem a Platformą. Różnice pomiędzy poglądami i oceną polityczną wizji polskiej przyszłości są drugorzędne i bez znaczenia. Obie strony budują swoją politykę na antypisowskim szkielecie. Obie walczą z tymi samymi elementami praktyki i programu PiS. Nie udało się Kwaśniewskiemu pokazać, że PO i PiS to jedno, świetnie wyszło natomiast, że PO i LiD to jedno. „Socjalizm zliberalizowany po obu stronach”. Tak ocenił to profesor Zdzisław Krasnodębski. Kryterium podobieństwa wyraźnie widać, gdy spojrzymy na najważniejsze dla polskiej racji stanu sprawy.__________________________________________________________

Spójrz na Polski interes gospodarczy w projekcie konferencji Wileńskiej.

Chodzi o projekt któremu można nadawać nazwę: Polska brama do kaukaskiej ropy dla Polski i Europy.
(copyright maryla i michael -maj 2007)
Spójrz kto ma jaki w tej sprawie interes. Jaki może mieć Rosja, jaki Niemcy jaki znowu Litwa, Łotwa i Estonia jaki Ukraina, a jaki znowu Gruzja, Azerbejdżan, a jaki Kazachstan i jego rodzina panująca.
Jaki interes mogą mieć Chiny, jak wygląda układ pomiędzy Rosją a Chinami z Kaukazem gdzieś w miękim podbrzuszu tego związku geopolitycznego. Zastanów się jak powinien wyglądać polski interes i jak i kto powinien go bronić. I zwróć uwagę, na żal niektórych komentatorów:
„A na Litwie to przynajmniej litewska prasa stanęła po stronie litewskiego interesu”.
A w Polsce?
Prasa, media razem z Platformą, to jasne, ale po której stronie?
Coś mi się wydaje, że nie po stronie polskiego interesu?
Tak coś mi się wydaje!
Jestem pewien, że wszyscy stanęli po stronie Ruskiego interesu.
Na tym polega ta kolonialna mentalność.
Postawa niebieskiego sfrustrowanego Smurfa Marudy.
Nie uda się.
I w imię tego przeczucia propaganda klęski.
Żałosne jęki, cierpienie frustrata.
Do dupy.
Spieprzone.
Gówno z tego będzie.
I nawet radość z porażki!
A nie mówiłem?
Prawie seksualne zadowolenie takich typków jak EmigRUS.
A jak ktoś sie realnie do roboty bierze, to każdy z WAS bierze się za sabotaż, dywersję, sparaliżowanie, udupienie, wszystko zróbta, zróbta co chceta, byle się tylko nie udało, byle się tylko zawaliło. Budujcie drogi, a redaktor Wajrak z Gazety Wyborczej natychmiast zrobi 1000 protestów na trzecie tysiąclecie.
Udupić, upupić, zapieprzyć.
Kundlizm.
Kaki makaki oto kundlizm.
To nie jest polska cecha, kolonialna mentalność jest skutkiem dwustu lat takiego wmawiania, to jest skutek przopagandy dawnych zaborców, którzy chcieli by mieć Polską jako swobodną wolną przestrzeń tranzytu pomiędzy Niemcami a Rosją, przestrzeń na autostrady, ogrodzone płotami na 15 metrów wysokimi. Aby ta polska dzicz pustych puszek po Coca Coli w samochody nie rzucała.
I o to chodzi.
Taka jest wizja Tuskolandii.
Oryginał tego wpisu jest tutaj. Jest to komentarz do tego tekstu:
http://michael.salon24.pl/39399,index.html
A to jest adres do tekstu oryginału komentarza: tutaj.

piątek, 12 października 2007

„Sprawa dla reportera” - Galba, Waldemar Kaczyński, dwie starsze panie i Elżbieta Jaworowicz opowiadają o strategicznym oszustwie stulecia.

Jest to ilustracja prawdziwej historii gospodarcze III RP, wyjaśnia kulisy konfliktu pomiędzy Galbą, a Waldemarem Kuczyńskim, pokazuje na czym polega istota nieporozumień pomiędzy III a IV Rzeczpospolitą. Opowieść ta podaje jeden z najłatwiejszych do zrozumienia przykładów układu III RP.

Przed 1990 rokiem w Sosnowcu pracownicy jakiegoś kombinatu odkładali swoje pieniądze w Zakładowym Funduszu Mieszkaniowym. To były ich pieniądze. Za te pieniądze, które wtedy były ich własnością, kombinat wybudował dla nich mieszkania, za które oni wtedy zapłacili swoimi pieniędzmi. Według współczesnych norm gospodarki rynkowej, już wtedy te mieszkania były ich własnością. Były własnością prywatnych osób, które za te mieszkania zapłaciły swoimi prywatnymi pieniędzmi, z mozołem odkładanymi w zakładowym funduszu mieszkaniowym.

JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH ŹRÓDEŁ OSZUSTWA PRYWATYZACJI po roku 1990 BYŁO i NADAL JEST PRZENIESIENIE PATOLOGII PRAWA WŁASNOŚCI z PRL WPROST DO III RP.

To co było w PRL zawłaszczone i ukradzione, po reformie 1990 roku nadal pozostało ukradzione i zawłaszczone.

Ani historycy, ani uczeni prawnicy, ani też eksperci i politycy zgromadzeni przez panią Elżbietę Jaworowicz w studio telewizyjnym nie zauważyli tego, ani nie zdają sobie z tego sprawy. Zapamiętajmy, według wszelkich zasad sprawiedliwości Boskiej, ludzkiej, według powszechnego rozumienia pojęcia sprawiedliwości i dobrego obyczaju kupieckiego, zgodnie z regułami wolnego rynku, ludzie ci zapłacili za te mieszkania swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi. Byli więc prawdziwymi właścicielami. Mieszkali, bo zapłacili, to był ich trud i krwawica, to były ich pieniądze.
Wszyscy też reformatorzy w roku 1990, Waldemar Kuczyński, profesor Witold Trzeciakowski, profesor Jerzy Osiatyński, Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Aleksander Smolar, Andrzej Arendarski, Henryka Bochniarz, Leszek Balcerowicz doskonale wiedzieli, że prawo własności odziedziczone po PRL, nie było prawem, było kpiną z prawa, zdawali sobie świetnie sprawę, że było skutkiem zawłaszczenia, kradzieży nacjonalizacyjnej. Było skutkiem i przejawem zniszczenia zasad prawa własności, rozmyciem i zdegenerowaniem tego prawa, udawanym jego stosowaniem.
Jedyne prawo własności było zdegenerowanym prawem państwa.
Wszystkie te reformujące osoby doskonale wiedziały, że prawo własności, z którego korzystał aparat władzy komunistycznego PRL, było drwiną z prawa.
Było świadectwem hipokryzji, nie prawa.
Wiedzieli.
I nagle, w 1990 roku wymienieni przeze mnie ludzie stali się legalistami, stan prawa własności na 1 stycznia albo 1 kwietnia 1990 roku uznali za stan obowiązujący i legalistycznie legalny. Tak sobie ot. Nagły napad legalizmu
I nagle, skutkiem reformy 1990 roku to, co w PRL zostało ukradzione i zawłaszczone, pozostało ukradzione i zawłaszczone. Tak reformatorzy wyobrażali sobie zachowanie ciągłości prawnej po znikającym PRL. Jest to bezpośrednia przyczyna kłopotów z mieniem „poniemieckim” na Opolszczyźnie, Warmii i Mazurach, na „Ziemiach Odzyskanych” i wszelkich innych polskich ziemiach, Nie uregulowane stosunki własnościowe, nie uporządkowany stan prawa własnościowego i nagłe zamrożenie postkomunistycznego status quo.

A starsze panie z Sosnowca?
Pomimo, że one przed 1990 rokiem zapłaciły za mieszkania, mimo że wedle wszelkich praw moralnych były właścicielkami tych mieszkań, wedle praw PRL nie były właścicielkami. Bo te mieszkania były zapisane jako własność państwowego kombinatu. Jakim prawem?
Prawem powszechnie obowiązującym wtedy w PRL, czyli prawem kaduka. Tak wtedy w PRL po prostu było. Mieszkania były zbudowane z prywatnych pieniędzy, ale zarejestrowane było jako własność wspólna. Wszyscy wiedzieli, że była to lipa, ale na układy nie ma rady. Ludzie czuli się właścicielami, byli traktowani jak właściciele, uważali się za zabezpieczonych do końca życia. Tak było wtedy. Tak było i już. Zbudował sobie człowiek garaż. Dostał przydział na działkę kupił cegły, piasek i cement, a nawet drzwi garażowe. Wszystko było jego własnością. Kupił, zbudował, przyszła miejska czy wiejska władza budowlana, odebrała budowlę i formalnie stała się właścicielem.
Formalnie, do roku 1990 było to wszystkim wszystko jedno. Prawo własności było nieistotną procedurą administracyjną. Własność, wieczyste użytkowanie, dzierżawa, jaka różnica? I tak wszystko wtedy było państwowe. Taka była siła faktów i hipokryzji prawa, które nie było prawem, było drwiną z prawa.
Tak było i już. I nagle po roku 1990 wszyscy panowie postkomunistyczna władza zachorowali na amnezję. Czujesz się właścicielem? No to wynocha.

I nagle w 1990 roku zupełnie nieoczekiwanie, tylko formalny, ale kłamliwy zapis księgowy w papierach państwowego kombinatu stał się obowiązującym prawem. Na tym polega to konkretne oszustwo. Raki jest dziennikarski zapis Elżbiety Jaworowicz. Rzekomo wszystko działo się według właśnie wprowadzonych zasad gospodarki wolnorynkowej.
Gówno prawda.
To był bezczelny akt nacjonalizacji. To wtedy nastąpił fakt kradzieży. Było tak, ponieważ choć nieformalna, ale jednak prywatna własność tych ludzi stała się nagłym prawem kaduka własnością państwową. I od tego momentu wszyscy hipokryci, prawnicy, administratorzy i politycy III RP stali się bezdusznymi, do skraja liberalnymi strażnikami świeżo ukradzionego majątku. Niby według reguł wolnego rynku.
Wtedy to dotychczas marksistowscy, szczerze oddani ideologicznemu komunizmowi nadzorcy socjalistycznego majątku PZPR i PRL stali się z dnia na dzień fundamentalistami gospodarki rynkowej. Z zacietrzewieniem natychmiast przystąpili do obrony tego majątku przed zakusami dotychczasowych właścicieli. Nie chodziło tu tylko o latyfundia dawnych magnatów, ani nawet tylko o drobne gospodarstwa gminnych młynarzy, lokalnych kamieniczników. Tu chodziło o cały majątek narodowy, który w ten sposób został ponownie zawłaszczony. Bo właścicielem nie jest ten, na którego jest to zapisane, ale ten, który podejmuje prawnie skuteczne decyzje.

Ten świeżutki państwowy majątek, powstały z kradzieży majątku prywatnego, został równie błyskawicznie „sprywatyzowany”. Został sprzedany rodzinie Buczków z Sosnowca. Kilkaset mieszkań za około sto tysiecy złotych. Formalnie, zupełnie lege artis, jest akt notarialny, zgodnie z wymaganiami prawa, żaden sąd ani prokurator nie podskoczy. Kilkaset mieszkań, w nowych „budynkach wielomieszkaniowych”, czyli normalne zakładowe blokowiska zostały sprzedane za cenę jednego mieszkania. Czy jest to kant i złodziejstwo?
Intuicja mówi, że niewątpliwie.
Jak można kupić kilkaset mieszkań za cenę jednego mieszkania?
To urąga regułom wolnego rynku, dobrego obyczaju i instynktownemu poczuciu realizmu.
Ta transakcja jest paskudnym przekrętem zrealizowanym pod osłoną prawa.
Jest to elegancki przykład przeprania brudnych pieniędzy przez miejscową sitwę.

Prawo stoi po stronie nowo wzbogaconych właścicieli, który faktycznie są paserami po podwójnej kradzieży.
I teraz co dalej?
Nowi właściciele są powiązani z lokalną mafią z Sosnowca, mają świetnie poukładane ze wszystkimi sądami na Górnym Śląsku, wszystkie majątkowe sprawy sądowe wygrywają w cuglach. Widać gołym okiem wspaniałą pralnię gangsterskich pieniędzy, jakąś pozorowaną szkołę ekologicznego biznesu, bez jednego studenta, prowadzoną przez faceta, który właśnie skończył odsiadkę. Widać jego arogancję i pewność siebie. Pewność bezkarności i siły lokalnej sitwy. Widać arogancję i drwinę w jego oczach.
Człowiek, który zapewne jeszcze przed chwilą był starszym celi, dzisiaj drwi z Elżbiety Jaworowicz.
Tak wygląda cyniczny uśmiech III RP, uśmiech pogardy i poczucia siły układu, którego podobno nie ma.

Jeszcze wczoraj Leszek Balcerowicz w wywiadzie dla TVN 24 z pewnością wywodził, że nie ma żadnych naukowych dowodów na istnienie „rzekomego układu”, „moje badania niczego takiego nie potwierdzają”, nie ma też żadnych sądowych, ani procesowych jego śladów. Tak twierdził Leszek Balcerowicz.
A ja widzę przed moimi oczyma kryminalistę, który cynicznie drwi z prawa. Kpi z Elżbiety Jaworowicz, śmieje się z telewizji i kamer. To jest pewność siebie człowieka, który wie, kto za nim stoi, kto dba o jego bezkarność. Widać jak pasie się siłą realnego, konkretnego układu, który zapewnia mu bezkarność. Parasol ochronny.
A to że siedział?
A to inna inszość. On nie siedział za to. Zwykły rozbój i wymuszenia, zlecenie pobicia.
Nie ten paragraf. To nie układ.
Układ przecież zupełnie nie istnieje.

Cyniczny uśmiech III RP i jej poczucie pogardy i pewność absolutnej przewagi.
Platforma wygra wybory i wy wszyscy razem możecie mi skoczyć.
To jest cała pycha i arogancja III RP, cała bezczelność i pewność jej bezkarności, która jest z całą mocą popierana przez TVN24, takich ludzi jak Red Rymanowski albo Balcerowicz, którzy kłamią w żywe oczy, kłamią bezczelnie z tą samą pewnością siebie, jaką widziałem w oczach młodego pana Buczka z Sosnowca. Widziałem jego pewność siebie czerpaną z potęgi tutejszej mafii paliwowej, mafii węglowej i wszystkich innych mafii od wszelkich innych przekrętów. Widziałem z jego spokoju, którym mógł drwić przed kamerą z Pani Jaworowicz i wszystkich telewidzów. Możecie mi wszyscy skoczyć na pukiel. Tak długo jak bohaterem wszystkich mediów i wszystkich naszych sukinsyńskich akolitów jest nasz sitwa.

A co ma z tym wspólnego Galba?

Ja kiedyś naiwnie pisałem programy, które czytał Waldi Kuczyński i wymienieni wyżej autorzy reformy gospodarczej. Dobrze wiedzieli na czym polega jądro kłamstwa prawnego PRL. Wiedzieli doskonale, że wszystko zależy od sposobu rozwiązania skomplikowanego zagadnienia prawa własności. Wiedzieli. I świadomie wybrali wariant ciągłości prawnej tego kłamstwa, zalegalizowali tę kradzież i oszustwo. I teraz z fundamentalistyczne pianą na ustach bronią tego oszustwa, Bronią drugiego zawłaszczenia polskiego majątku narodowego przez stare elity PRL, które po roku 1990 spokojnie kontynuują swoją władzę i prawa do tego majątku.
Galba otrzymal od Waldiego okropną porcję grubych słów. I napisał post, w prywatnej sprawie. W sprawie prywatnej wojny z człowiekiem, który ponosi osobistą odpowiedzialność moralną za to oszustwo stulecia.

Kto to rozumie?
Ja z pewnością tak!

I dla tego solidaryzując się z Galbą, pod tekstem jego prywatnych porachunków z Waldim Kuczyńskim zatytułowanych: Trochę prywaty pomieściłem drobną korespondencję z Eweliną. Nie chciałem się wcinać w Galby osobiste kłótnie.
Najpierw taki tekst:
26 kwietnia 2007 Napisałem tekst: Doktryna hałasu w historii gospodarczej III RP, czyli Lord Vader
Przytoczę fragment (proszę potraktować to jako drobne historyczne wyjaśnienie, mało kto pamięta, dlaczego Waldemar Kuczyński może mieć nieczyste sumienie):
Reforma zwana "Reformą Balcerowicza" uważana jest dzisiaj w świadomości opinii publicznej za kompletny program przekształcenia Polski.
Guzik prawda!
Zakres reformy jest znacznie szerszy, ale za to zapomniany:
Wygląda to mniej więcej tak:
Było to kilka reform robionych równocześnie, ale równolegle, były one izolowane systemowo, budowano coś na kształt kilku Rzeczpospolitych w jednym kraju.
1. Polityczna reforma ustrojowa - kojarzona z powstaniem Senatu, nowego Sejmu i ukształtowanie nowego systemu wyborczego, reforma administracji rządowej.
2. Reforma Samorządowa,
3. Utworzenie rynku pieniężnego - to jest Plan Balcerowicza, zawierający reformę systemu bankowego i ustanowienie światowych standardów w tym systemie.
4. Korekta systemu sprawiedliwości...
5. Reforma czwartej władzy: likwidacja cenzury, uwolnienie rynku środków masowego przekazu, ustanowienie państwowego systemu koncesyjnego na tym rynku.
6. Reforma ustroju gospodarczego Polski znana jako prywatyzacja. Nigdy nie była nazywana reformą, znana jest pod hasłami "przekształceń własnościowych", "prywatyzacji" - PPP i NFI. Jest to najbardziej tajemnicza, skomplikowana część historii przemian w Polsce.

Przestrzeń tej ostatniej "reformy" jest miejscem, w którym trzeba szukać wylotu tunelu, przez który teleportowała się oligarchia komunistyczna. Tu splatają się interesy międzynarodowych grabieżców ekonomicznych (pasożytów rynków wschodzących), ze wszystkimi interesami i interesikami.

Mogę to opowiedzieć tak:
-Oczy opinii publicznej i wszystkich populistów polskich skupione są na Leszku Balcerowiczu - "Balcerowicz musi odejść". Jest to jałowy kierunek ataku, bo pas transmisyjny najbardziej ciemnych interesów, wylot tunelu ratunkowego komunistycznej nomenklatury znajduje się w przestrzeni "reformy" nr 6. A najbardziej gorącym, wręcz płonącym elementem tego systemu był jego styk z wylęgającym się systemem finansowo-bankowo-ubezpieczeniowym. Ministrem doradcą premiera Mazowieckiego, ponoszącym bezpośrednio odpowiedzialność polityczną za sposób zagospodarowania tej przestrzeni był personalnie Waldemar Kuczyński.
(…) To ten pan, który wtedy stał przy źródle oligarchizacji systemu gospodarczego Polski.

I jeszcze jedna recenzja:
Najbardziej wolnorynkową reformą w historii Polski była jednak reforma Wilczka-Rakowskiego, mimo jej mankamentów. Później następował już tylko odwrót od wolności gospodarczej, a powrót do socjalistycznego etatyzmu.
Tak naprawdę, za najważniejszą przestrzeń reform ustrojowych Polski odpowiedzialny był neo-socjalistyczny salon Bronisława Geremka, który był wtedy faktycznie najważniejszą osobą w Państwie. Waldemar Kuczyński był lwem tego salonu, lwem konstruktorem wizji systemu gospodarczego naszego kraju, działającego do dzisiaj. Nie wiem, czy pan Waldemar w tym czasie tylko brylował w Salonach, a buty szyli Polsce inni faceci.
Może.
Ale Waldemar Kuczyński jest formalnie Ojcem Chrzestnym tego oligarchicznego układu, któremu teraz ktoś rzucił wyzwanie.


Później, albo wcześniej ktoś dopisał jeszcze coś.
POLECAM !!!!!!!!!!!!!!! 45min.20sek. prof.Jerzy Robert Nowak o Tusku !!!!!! BOMBA!
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2007/10/2007.10.10.rn.mp3
2007-10-11 18:07 marek1

Niby nic, ktoś znalazł we wrocławskiej Gazecie Wyborczej rozmowy z Donaldem Tuskiem. Opowiadał o tym przed mikrofonem RM. Stare czasy, kiedy jeszcze Tusk nie myślał nawet o prezydenturze, o wielkiej karierze politycznej, może wtedy był bardziej sobą, wyluzowany. I mówił cynicznie, co myślał. O korupcji… O tym, że każdego można kupić. Swobodna wypowiedź zdemoralizowanego człowieka. Teraz rozumiem dlaczego Platforma z całym przekonaniem i determinacją zakłamuje rzeczywistość.

Dlaczego, mając w swoich szeregach albo w koalicji wspólników i autorów oszustwa stulecia zaciekle i z zacietrzewieniem broni tego co jest hańbą Polski, jej trucizną, jest ideowym kłamstwem.
Ci ludzie tak myślą i czują, bo są faktycznymi wspólnikami oszustwa stulecia.
I słuchając tej audycji proszę zwrócić uwagę, na takie spostrzeżenie, co jest najdziwniejszym atrybutem aktualnej kampanii wyborczej. Na bezmiar kłamstwa. Kłamstwo, kłamstwo, wszechobecne kłamstwo.

Jest to dowód aberracji umysłowej i atrofii tego, co moi dziadkowie nazywali polskim instynktem państwowym.
Zakończę, składając Donaldowi Tuskowi życzenia z okazji dnia zdrowia psychicznego.
Dziś Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego
___________________________________________________________________________
Przypisy:
[...] "Ropa, gaz, węgiel i krew" (maryla)
[...] "Putin zagrożony w grze o naftę" (conkret)
[...] "Polityczna poprawność, a mentalność totalitarna" (Agnieszka Kołakowska)
[...] "Kolonialna mentalność polskich elit" (EwaThompson)
[...] "O barierach epistemologicznych w kształceniu" (Eine)
[06] "Gra o sumie zerowej?" (michael)[66] "Metafory i znaki szczególne „układu” (michael)
[67] "Rozważania o „układzie” (michael)
[79] "Katastrofalna prognoza dla Platformy Obywatelskiej!" (michael)
http://coo.livenet.pl/
http://michael.salon24pl.biz/
____________________________________________________________________________60.900

sobota, 6 października 2007

Wyzwania cywilizacji XXI wieku.

Pisałem w poprzednich tekstach o wyzwaniach cywilizacji XXI wieku. Jest to zbyt górnolotna wypowiedź. Rzeczywiste problemy zawsze były bardzo skomplikowane i zawsze do ich faktycznego zrozumienia i rozwiązania potrzebne było wykorzystanie najbardziej subtelnych narzędzi ludzkiego umysłu.
Mówiąc zawsze, mam na myśli bardzo konkretne podejście do pojęcia kategorii jakości problemu i stosownych do tego problemu narzędzi pracy umysłowej.
Otóż nie jest ważne, czy z problemem boryka się Leonardo da Vinci, Wojciech Sadurski czy Hotentot, Buszmen, człowiek pierwotny, albo współczesny.
Jest w tym pierwszy ważny mit do natychmiastowego obalenia.

Mit wykształciucha.
Zastanawiałem się jak przekazać to, co mam na myśli. Przypomniała mi się bardzo stara dyskusja pomiędzy abolicjonistami, a zwolennikami niewolnictwa. Dyskutanci uznawali się za ludzi cywilizowanych, bo mieli dyplomy uniwersyteckie i potrafili strzelać z karabinu. Uważali murzynów albo innych „dzikich ludzi” za prymitywnych, bo nie potrafili korzystać z encyklopedii brytyjskiej. Otóż uważam, że jakość problemów rozwiązywanych przez „dzikich ludzi”, żyjących w dżungli nie różni się od jakości zadań rozwiązywanych przez absolwentów bardzo cywilizowanych uczelni europejskich, albo amerykańskich. Zadania te mają podobny stopień złożoności, są równie skomplikowane, potrzebują tak samo subtelnych narzędzi, a błąd w rozwiązaniu obciążony jest równie poważnym ryzykiem. Wiedza, konieczna do przeżycia jest podobnych rozmiarów i wymaga podobnej sprawności w jej stosowaniu. Jedyna różnica polega na tym, że jest to inny zasób wiedzy, a problemy dostarczane są przez inną rzeczywistość.

Proponuję ruszyć trochę wyobraźnią, przypomnieć sobie pracę polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego, albo posłuchać reportaży Wojciecha Cejrowskigo. Proszę wyobrazić sobie jak wielka wiedza o mądrości przyrody jest potrzebna do przetrwania w amazońskiej dżungli, jakie bardzo złożone umiejętności i procedury są konieczne do opanowania, jak trudne zadania stawia tamtejsza przyroda każdemu człowiekowi, jakim ogromnym ryzykiem i odpowiedzialnością obciąża każdy błąd w rozwiązywaniu tych zadań.
Wojciech Cejrowski radzi; jeśli Europejczyk albo Amerykanin chce w takich warunkach przeżyć, musi korzystać z pomocy Indianina. Bo najbardziej cywilizowany i wykształcony Europejczyk, albo Amerykanin jest w dżungli „dzikmi człowiekiem”, który nic nie potrafi, bo nic nie rozumie.


Jego konkretna wiedza jest bezużyteczna, wyuczone procedury i zachowania są do kitu i stale grożą śmiercią.


Jest to absolutnie niezbędna lekcja pokory, którą musi przejść każdy człowiek, aby obalić w sobie mit wykształciucha. Mit polegający na przekonaniu, że to co „Ja” wiem i umiem, cała moja wiedza i dyplomy upoważniają mnie do pogardzania innymi ludźmi, ich wiedzą, kulturą, religią i obyczajami.
To przekonanie o oczywistości tej pogardy jest patologią, znaną 0d 6 maja 2007 roku, pod naukową nazwą florenckiej choroby[1] i jest typową przypadłością Bolidu[2].
__________________________________________
Przypisy:
[1] FLORENCKA CHOROBA. Podobnie jak francuska choroba, przy której pojawiają się france. Ale etiologia tej choroby, jest ciekawa. Otóż zaglądając do historii Florencji, dowiesz się, że w 1183 roku Florencja obwołała się KOMUNĄ. Skąd zaraza komunizmu po raz pierwszy zaatakowała Europę?
Skąd przyszła ta zaraza?
Z Florencji!
Nazwa florencka choroba ma więc swoje własne znaczenie. Tam wybuchła pandemia komuny, tam się rozpętało pandemonium, wyniszczające Europę, niczym dżuma. Tam jest żródło zarazy. Ale to jeszcze nie koniec. Tam pisał i nauczał Nicolo Machiavelli, który napisał biblię tow. Geremka, słynną księgę władzy dworskiej "Książę". Był to średniowieczny wykład tego wszystkiego czego później dowiedział się Marks, Engels, Lenin, Stalin, Geremek i Sierakowski. I na tym poprzestali. Szkoła podstępnej, manipulującej absolutnej władzy. To tam jest jej siedlisko. We Florencji. To jest tradycja Uniwersytetów Florenckich. I jeszcze dalej.
Tradycja Florencji jest trwale naznaczona PYCHĄ Medyceuszów, ich pogardą do motłochu, gminu, tak charakterystyczną dla współczesnej inteligencji.
Czy starczy tego apelu?
Wymyśliłem jeszcze coś do przyprawienia całości, otóż florencka choroba ma polegać na głupocie i niedorzeczności posługiwania się anachronicznymi ideologiami do opisu rozsądnej rzeczywistości, zupełnie już innej, bardzo już zmienionej od czasu rozkwitu tej ideologi, kulawej już w dniu poczęcia.
Kto na takie choróbsko choruje?
Ano, arogancki, pełen pychy, zadufany w sobie, niedokształciuch, który zamiast pouczać innych, powinien puknąć się w swój kapuściany łeb i popędzić do najbliższej szkoły powszechnej i zacząć swoją edukację od zera!
A dlaczego?
Bo on niedokształciuchem strasznym jest. I basta.

[2] Bolid = obiekt kosmiczny, który wdzierając się w normalne życie zwykłych ludzi jest niebezpieczny jak nagła śmierć. Przenośnie spontaniczna wspólnota tradycji, myśli i BOlesnej ideologii wykształciuchów z PO i LiD, którym wydaje się, że są właścicielami niewolników, zwanych pogardliwie mohairowymi beretami. Do utworzenia sugestywnego neologizmu PO + LiD = BOLiD zręcznie wykorzystujemy podobieństwo dźwięcznych i bezdźwięcznych spółgłosek B i P.
Bolid jest faktyczną koalicją wspólnoty myśli, ludzi i idei, która łączy Platformę Obywatelską (PO), całą Lewicę i Demokratów (LiD), bez konieczności zawierania żadnych traktatów koalicyjnych . Zwykła w tym środowisku, doskonale znana procedura "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

piątek, 5 października 2007

Czemu hieny tak krążą?

Ten wpis jest inspirowany:
„Wspólną Deklaracją Polski i Litwy w rocznicę Konstytucji 3 Maja”

Był kiedyś w Polsce całkiem niedawno ruch amatorów, ale i prawdziwych akademickich uczonych pracujących nad zjawiskiem cywilizacji Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Badacze ci znaleźli ogromny materiał, świadczący o wielkiej i realnej sile jej dorobku. Bywałem wśród tych ludzi, w grupie amatorów. Uważaliśmy, że koncepcja Rzeczpospolitej Obojga Narodów jest bardzo potrzebna nie tylko ku pokrzepieniu serc, ale także jako... tu bardzo wiele różnych ważnych pomysłów, bardzo użytecznych.
Marzyliśmy, aby ta idea włączona była do obrotu publicznego, stała się ośrodkiem konsolidowania polskiej tradycji narodowej.

Dowód na użyteczność tego pomysłu jest prosty. Siła tej tradycji wystarczyła na przetrzymanie 120 lat zaborów z godnością i twarzą. Energia tej tradycji pozwoliła nam, po wyzwoleniu sprawnie zbudować solidne Państwo Polskie, pozwoliła zachować tej siły tyle, aby nawet Jałtańska zdrada nie zatrzymała naszej woli porządnej roboty i przedsiębiorczości. Starczyło jeszcze rozpędu, by rozwalić ZSRR i po raz drugi odzyskać niepodległość.
Energii tej wystarczyło, mimo ciągłego spuszczania nam krwi, mordowania elit, dławienia wszystkiego co w Polsce rozumne. Z tym zapasem mogliśmy wkroczyć do Europy, i bardzo możliwe, że byłby to zdrowy wiatr przewietrzający ich zakisłe stolice.

To była nasza szansa dumnego wejścia do Europy, z ogromnym ładunkiem idei Kraju, mającego najcenniejszy dorobek tradycji najstarszej demokracji nowożytnej Europy. To Oni mieli uczyć się od Nas, knypki zatracone. Oni mieli się uczyć, bo Europa Zachodnia, realnie jeszcze nie wyszła z tradycji monarchii absolutnych, których pozbyli się formalnie z końcem I Wojny Światowej, ale i do dzisiaj uszami im wychodzi Satrapia zatracona.
Przecież w Unii jest jeszcze 7 monarchii! LU, GB, B, NL, DK, S i Hiszpania. Jak słyszałem propagandę ichnią, o tym, że to my powinniśmy cicho siedzieć, słuchać, korzystać z szansy na milczenie i uczyć się, to...

Nasza szansa na mocne wejście nie odeszła jeszcze, co trochę widać.
Niestety, Polska jest za mocna, by pancerne łby mogły to odpuścić i od początku w III RP złapali to, co najważniejsze.
Razem w porozumieniu i w świadomie paskudnym zamiarze.
Najlepszym dowodem jest to, że od początku III RP, obca nam tradycja i polityka deprecjonowania wszystkiego, co polskie, przez ostatnie kilkanaście lat była kontynuowana z paskudną konsekwencją. Przez te kilkanaście lat michniki, jak Szatany-Antyrejtany robiły wszystko, wierne psy Carycy Katarzyny II, aby tępić wszystko, co może ujawnić polską myśl, patriotyzm...

Zależy mi jak cholera abyśmy mogli się skrzyknąć, rozesłać wici...


I jedna uwaga. Nie Brakuje nam portali, stron, blogów, Gazet Polskich, miejsc spotkań i tam takich różnych forum walki i męczeństwa.
Mają one wszystkie jedną wspólną wadę, każda z nich jest wpatrzona w jeden gwóźdź do polskiej trumny i sprawuje gorzkie żale, rozpamiętuje jeden temat. Dlatego niesporo mi było przyłączać się do któregoś z nich. Polerowanie gwoździ, to trochę za mało. Dlatego zrobiłem sobie blog tu, bo tu najmniej płaczą. Mam nadzieję, że mój projekt ruchu do przodu znajdzie swoich przyjaciół, nie tylko do poklepywania, ale i do konkretnej pracy. Trochę tylko w tym karykatury.

Brakuje jeszcze w Polsce myśli do przodu, skonsolidowanej wizji miejsca w jej własnej polskiej przestrzeni GEOPOLITYCZNEJ i GEOGOSPODARCZEJ. Brakuje i wizji strategii, rzetelnego projektu porządnej roboty do przodu.

Ktoś ostatnio zauważył, nie pamiętam kto:

WIZJA BEZ REALIZACJI JEST HALUCYNACJĄ.

Wypominki rzecz dobra. Czasami.
Ale Polski nikt nam nie wyczaruje, musimy ją sobie zrobić ją sami.

Przecież Polska jeszcze w trumnie nie leży.  Jeszcze jest szansa, jeszcze Polska nie zginęła.
Jak się uważniej przyjrzeć, to nie jest z nią tak fatalnie, jak usilnie to nam G... Wybiórcza tłumaczy. To, że hieny krążą i paszczami kłapią?
Cóż z tego, zawsze kłapały. Zawsze potrafiliśmy sobie z tym poradzić, zawsze znaleźć pomysł.
I tylko hieny tłuką na okrągło, że TA Polska, to ociężała banda nieudaczników. Tłuką i gadają, ale i coś robią – za granicę fruwają. Widać, że ostatnio cienko przędą, więc wrzask podnoszą, hieny krążą prędzej.
To nas powinno raczej zachęcić, tak myślę.

Wizja polskiej tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zespolona z wizją miejsca Polski w jej własnej polskiej przestrzeni GEOPOLITYCZNEJ i GEOGOSPODARCZEJ. Pomysł na Polskę.
To wszystko razem może być pomysłem wieloletniej i solidnej pracy organicznej, aby to zrealizować.
To przeraża geremkową Europę.
Bo oni wierzą, że my naprawdę jesteśmy gotowi to zrobić.
Ja w to też wierzę, dlatego tu jestem i proponuję skonsolidowanie się wokół projektu pracy, która jest do zrobienia.

Historia Gospodarcza III RP jest tu projektem startowym, pomyślana jest jako sposób na zbilansowanie sił, środków i możliwości na przyszłość. Nie inaczej. Tylko wtedy to ma sens.
Tak myślę.

Bez tego nie ruszymy. Musimy mieć solidny remanent zasobów, razem z wiedzą o tym, w jakim są stanie i co z nimi można zwojować.
Wszystkie praktyczne projekty porządnego interesu startują od dobrze zrobionego "business analysis". To jest to, co proponuję naprawdę. Poproszę o włączenie się do robót ziemnych pod fundament naszej Rzeczpospolitej Wszystkich Narodów. A wtedy Europa będzie nasza.
Tak półżartem. Może nie cała. Bo bez Szwajcarii.